Jeśli niszczymy – nie korzystamy
Do swojego ogródka, komuś w prezencie czy na sprzedaż? Jakimi motywami kierował się ten, kto – najprawdopodobniej w weekend z 13-15 maja br. – połasił się na cisy, które w ubiegłym roku zostały posadzone za przystankiem przy pl. dr. Z. Brodowicza w Choroszczy? Czymkolwiek ten szabrownik kierował się – brak nam słów na takie zachowanie.
Jak na każde inne, które niszczy to, co jest wspólne. Bo, z jednej strony są wśród nas tacy (i wiemy, że jest nas większość), którzy nie szczędzą swego czasu i wysiłku, by dbać i upiększać wspólną przestrzeń. Myślimy tu o mieszkańcach: tych młodszych – uczniach, ale i tych starszych – dorosłych, którzy sadzą rozmaite rośliny – u siebie czy we wspólnej przestrzeni, którzy dbają i pielęgnują własne podwórko, ale też sięgają dalej, myślimy tu o przechodniach, którzy podniosą nie swój, rzucony przez kogoś papier. Myślimy tu o seniorach, którzy nieodpłatnie opiekują się wspólnymi przestrzeniami – a w tym konkretnym przypadku – z zaangażowaniem pielili przestrzeń za przystankiem, by nam wszystkim było przyjemniej i po prostu ładniej. Tak samo, a może nawet lepiej niż u innych. By każdy, nawet najmniejszy skrawek wspólnej przestrzeni, był atrakcyjny i cieszył nas wszystkich. Ale są też tacy, którzy jednym ruchem to niszczą… W imię własnych celów. A jeśli niszczymy – to nie korzystamy (o kosztach za zniszczenia nie wspominamy, bo to oczywiste, że bezsensownie ponosimy je wszyscy).
Tak, nie zmienimy nas – ludzi. Nie mamy złudzeń. Szkoda tylko, że starożytne powiedzenie o Syzyfowej pracy wciąż tak smutno o sobie przypomina…