Łączy to, co niemożliwe: Choroszcz z Harvardem – Dominika Jacejko
Już jest na „Drodze na Harvard”, a od czerwca br. będzie pracować w GovTech – centrum innowacji przy Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Dostała się tam sama. Jako najmłodsza. Przebojem? Bynajmniej. Ciężką pracą. Ale to nie znaczy, że czasem nie buja w chmurach. I to dosłownie. Jak to robi, jak łączy to, co pozornie niemożliwe, i jak próbuje nie zwariować w tych niełatwych czasach, opowiada w wywiadzie poniżej.
Skąd pomysł, by wejść na „Drogę na Harvard”, a także starać się o staż w kancelarii Premiera RP?
Żeby odpowiedzieć, muszę cofnąć się do czasów gimnazjum (obecnej szkoły podstawowej) w Choroszczy. To właśnie wtedy, zupełnie przypadkiem, usłyszałam o konferencji pt.: „Szkoła Przyszłości”, która odbywała się w Sejmie RP. Od tamtego czasu zaczęłam szerzej interesować się działalnością pozaszkolną, stąd wybór „Drogi na Harvard” – konkursu, który odegrał ogromną rolę w moim życiu. Mogę nawet stwierdzić, że wywrócił je „do góry nogami”. Dzięki zwycięstwu w nim nabrałam pewności siebie i postanowiłam spróbować swoich sił w kolejnym – pn. „Liderzy Innowacji”, który, jak się później okazało, był nie tylko niezwykle wymagający, ale również rozwijający.
Jak przygotować się do takich zmagań? Skąd czerpać pomysły? Na co postawić?
Szczerze mówiąc, na to pytanie nie można odpowiedzieć jednoznacznie, ponieważ każdy konkurs jest inny i wymaga indywidualnego podejścia. Jednak wszystkie programy, konkursy i stypendia wymagają przede wszystkim: bardzo dobrej znajomości języka angielskiego i całkowitego zaangażowania w procesy rekrutacyjne, które czasem potrafią zająć nawet miesiące!
… czyli…?
W moim przypadku, samo zgłoszenie się do konkursu, było spontaniczne. Przygotowania do pierwszego etapu trwały dwa dni: jeden – na nagranie filmu, drugi – na uzupełnienie pozostałych zadań. Natomiast przygotowania do rozmów kwalifikacyjnych trwały już dłużej: musiałam dokładnie zaplanować i ułożyć sobie to, co chciałam powiedzieć, a także przygotować się mentalnie na rozmowę.
Najważniejszym aspektem w tym procesie jest dobre poznanie siebie: swoich atutów, zalet, mocnych stron. W moim przypadku są to otwartość i komunikatywność, które pozwoliły mi nawiązać swobodny kontakt z komisją. Warto też znać swoje wady i słabości, bo to one najczęściej mają kluczowe znaczenie w eliminacji uczestników.
Mimo tego, że nie łatwa, praca włożona w przygotowanie się do konkursów, była niezwykle ciekawa. Każde takie doświadczenie uczy zupełnie nowych i przydatnych umiejętności.
Jak wygląda proces rekrutacji do programów?
Proces rekrutacyjny „Drogi na Harvard” jest podobny do samej aplikacji na studia w Stanach Zjednoczonych: uczestnicy muszą przedstawić nie tylko swoje osiągnięcia szkolne i naukowe, opowiedzieć o swoich pasjach i zainteresowaniach, ale także wykonać dwa zadania konkursowe: napisać esej lub stworzyć film na zadany temat. A to wszystko tylko w pierwszym etapie :) Dodam jeszcze, że przedział wiekowy konkursu obejmuje klasę 7 szkoły podstawowej, aż po osoby do 35. roku życia, więc konkurencja jest spora. Spośród ponad 1000 zgłoszeń, tylko 30 finalistów ma okazję odbyć niezapomnianą rozmowę kwalifikacyjną z komisją składającą się z członków Harvard Club of Poland. Nie ukrywam, była ona niezapomnianym przeżyciem.
Dlaczego?
Obie rozmowy z komisjami: zarówno w „Drodze na Harvard”, jak i w „Liderach innowacji” były ciekawym przeżyciem z kilku powodów: przede wszystkim, były okazją do rozmowy z niezwykłymi ludźmi – Polakami, którym udało się „podbić świat”. To zaszczyt, w wieku 17 lat, móc rozmawiać, a później także współpracować z takimi osobami. Każda z rozmów, mimo, że inna, skłoniła mnie do zastanowienia się nie tylko na swoją ścieżką kariery, ale także nad wieloma osobistymi aspektami.
A co musieli zrobić przyszli „Liderzy innowacji”?
Konkurs ten opierał się na stworzeniu lub rozwinięciu pomysłów na wprowadzenie innowacji w różnych sektorach naszego państwa. Myślę, że był to jeden z najbardziej pracochłonnych projektów, jakich miałam okazję się podjąć. Jestem uczennicą liceum, więc konkurowanie m.in ze studentami, którzy posiadają wykształcenie np. ekonomiczne stanowiło nie lada wyzwanie – musiałam włożyć w swoją aplikację podwójną ilość pracy: nie tylko przygotować projekt, ale także zgłębić potrzebną do jego realizacji wiedzę.
Czy oznacza to, że już niedługo polska oświata zostanie usprawniona przez choroszczankę?
Tak, od czerwca br. zaczynam staż w GovTech – centrum innowacji przy Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, ale co do zadania konkursowego ze stażu, niestety, jeszcze nie mogę podzielić się szczegółowymi informacjami na ten temat. Jeśli mój projekt uda się zrealizować, będzie można oficjalnie o tym usłyszeć jesienią 2021 roku.
Mówi Pani, że język angielski w takich stażach to podstawa i absolutnie kluczowa umiejętność…
Tak, bez tego w dzisiejszych czasach „ani rusz”, dlatego warto zwracać uwagę i przykładać się do języków obcych. To one tak naprawdę otwierają nam drogi do zdobywania świata.
Jak się więc go uczyć, skąd: z piosenek, z filmów? Czy lekcje lub zajęcia wystarczą?
Ja mam to szczęście, że nauka języków nie sprawia mi problemów, bo po prostu to lubię. Moja przygoda z angielskim zaczęła się już w przedszkolu – myślę, że tak, jak u większości czytelników. Potem były lekcje w gimnazjum i tu bardzo dużo zawdzięczam moim nauczycielom, bo właśnie na ten okres przypadł czas mojego najbardziej intensywnego rozwoju w tym kierunku. Języka angielskiego uczyłam się przede wszystkim na lekcjach, nigdy nie miałam dodatkowych zajęć pozaszkolnych. Aczkolwiek dużą rolę w tym procesie odegrały seriale i muzyka. Słuchając ich – chłonęłam również język. Myślę, że duże znaczenie ma również fakt, że praktycznie cały czas współpracuję z osobami z całej Europy i to właśnie angielski jest językiem, w którym się komunikujemy. Udzielam również korepetycji, przede wszystkim językowych, aby pomóc uczniom i podzielić się z nimi zdobytą przeze mnie wiedzą.
A co jest Pani „bazą”, podstawą, która pozwala Pani myśleć dalej niż przeciętnie, nieszablonowo?
Sądzę, że każdy z nas ma w sobie ukryte pokłady kreatywności i wyobraźni, a ich użycie zależy od naszych pasji. Wystarczy tylko (choć może aż?) znaleźć to, co nas interesuje, sprawia nam radość i napędza do działania. W moim przypadku jest to chęć posiadania realnego wpływu na kształtującą się przyszłość, bo to właśnie my, młodzi, będziemy za nią odpowiedzialni. Praca przy wielu rozwijających projektach jest też okazją do poznania naprawdę niesamowitych osób, więc łatwo mogę powiązać „przyjemne z pożytecznym”.
A co z momentami zwątpienia?
Proszę mnie raczej zapytać czy pojawiły się momenty bez zwątpienia. Nic nie przychodzi lekko – każde osiągnięcie jest okupione ogromną ilością nie tylko pracy, ale także skrajnych emocji (sama jestem zaskoczona jak o tym opowiadam). W przypadku realizacji tak wielu projektów czy konkursów, stres, zwątpienie i ja zostaliśmy przyjaciółmi ;) Jest to jednak coś, z czym liczy się każdy z nas, podejmując jakiekolwiek inicjatywy czy działania. W takich momentach doceniam szczególnie bliskie mi osoby – nie tylko rodzinę, ale także przyjaciół czy znajomych, którzy razem ze mną przeżywają moje zmagania. Razem jest zdecydowanie łatwiej i raźniej ;) W tym miejscu chcę szczególnie podziękować Mamie i Tacie – bez nich nie byłabym w stanie osiągnąć tak wiele, a ich rady i wsparcie są bezcenne. Dodam też, że niezwykle miłe jest, gdy nauczyciele z poprzednich szkół stale mi kibicują i wspierają, poczucie docenienia jest wtedy nie do opisania.
Co – na tym etapie – podjęte starania i osiągnięte sukcesy Pani dały?
Przede wszystkim, wyjątkowe, niezapomniane przeżycia. Podejrzewam, że gdyby nie pandemia, niektóre z nich byłby jeszcze ciekawsze – w końcu komputer nie zastąpi nam rozmowy z drugą osobą. Ale staram się doceniać każdą szansę, dlatego nawet „zdalne wygrane” bardzo cieszą. Dzięki podjętym przeze mnie działaniom, mogę nie tylko rozwinąć siebie, ale także mieć realny wpływ na przyszłość. Nie mogę doczekać się mojej pracy w GovTech przy KPRM – już od czerwca będę mogła reprezentować nie tylko naszą społeczność, ale także młodych i wdrażać swoje projekty w życie.
Pani Dominiko, nie oszukujmy się: gdzie Choroszcz, a gdzie Harvard? Sceptycy powiedzieliby, że to, co je łączy to tylko głoska „cha” – bo wszystko inne: dzieli. Czy młodzi ludzie z małych miasteczek mają szansę starać się o udział w takich przedsięwzięciach?
Ależ tak. Zresztą, mówię o tym za każdym razem w trakcie rozmów kwalifikacyjnych: żyjemy w XXI wieku, w czasach, w których pochodzenie, miejsce zamieszkania, płeć czy wygląd nie powinny determinować naszych sukcesów. Zawdzięczamy je ciężkiej, mozolnej pracy; tak jak często powtarza mi mama: „Bez pracy, nie ma kołaczy”. Dokładnie wiemy jednak jak wyglądają realia: osobom z mniejszych miasteczek jest trudniej, choćby np. dostać się na daną konferencję, bo wymaga to długich podróży. O takich różnicach mogłabym mówić w nieskończoność, ale lepiej jest przekuć je w coś pozytywnego. Na przykład w to, że dziś w mediach mogę mówić o swoich osiągnięciach i planach – za tę szansę również dziękuję.
Czy ma Pani jeszcze czas na inne zainteresowania? Jak Pani spędza wolny czas?
Hm, to bardzo trudne pytanie. Interesuję się fizyką i historią – to nietypowe połączenie, ale oryginalność jest przecież w cenie ;) Uczę się na profilu matematyczno-fizyczno-informatycznym, więc zainteresowania fizyczne rozwijam w szkole, a także na lotnisku, ponieważ również szybowce i szeroko pojęta awiacja często zajmują mi głowę. Miałam okazję podjąć się pilotażu szybowców; dla poszukiwaczy adrenaliny i wrażeń – serdecznie polecam. Zainteresowanie historią zawdzięczam lekcjom w gimnazjum, to wtedy właśnie odkryłam swoją pasję. Poza tym, oglądam ogromnie dużo seriali i filmów – boję się, że niedługo skończą mi się propozycje ;) Oprócz tego, gram na fortepianie, uczę się hiszpańskiego, spędzam czas ze znajomymi i próbuję nie zwariować w tych nietypowych czasach.
Kiedyś, w TV był emitowany program pt.: „Jeśli nie Oxford, to co?”. Parafrazując ten tytuł, chcę Panią zapytać: „Jeśli nie Harvard, to co?”, jeśli nie kancelaria Premiera RP – to co? Jak Pani widzi swoją przyszłość?
Wbrew pozorom, to bardzo trudne pytanie. Z pewnością nie zamykam się na jedną opcję. Szansa „na Harvard” to jak wygranie szóstki w Lotto, ale w końcu: „Kto decyduje, co jest niemożliwe?” :) Natomiast staż w tak ważnym miejscu w Polsce jak KPRM będzie okazją do zdobycia ogromnej ilości doświadczenia – być może otworzy mnie na kolejne opcje. Jedno wiem na pewno: chcę wykorzystać swoją młodość w różnych miejscach i nie ograniczać się do studiów w Polsce. Chciałabym mieć realny wpływ na poprawę edukacji w naszym kraju. Kto wie, może stanie się to już w tym roku?
Jaką radę – ze swojej perspektywy – mogłaby Pani dać innym kolegom?
Próbujcie. Nasze województwo cały czas się rozwija, a wraz z tym pojawiają się nowe programy i projekty. W trakcie pandemii większość konkursów odbywa się zdalnie, więc jedyne, co może Was ograniczać, to Wasza głowa. Szanse na rozwój są wszędzie, nawet Facebook podpowie Wam w czym możecie wziąć udział. Jeśli jesteście zainteresowani działalnością pozaszkolną, a nie wiecie od czego zacząć, możecie skontaktować się ze mną, a z pewnością znajdziemy coś idealnego dla Was. Myślę, że motywacja musi przyjść sama. W każdym z nas drzemie potencjał, ważne jest, aby skupić się na tym, co lubimy, a wtedy nasza praca będzie po prostu przyjemnością.
Dziękuję za rozmowę. I życzymy nowych inspiracji do marzeń oraz sił do ich realizowania.
Dziękuję. I bardzo serdecznie dziękuję za zaproszenie!
Fot. Archiwum prywatne D. Jacejko